Referendalne qui pro quo

referendum

 

referendum
Fot. pixabay.com

I się porobiło. Mamy za sobą festiwal referendalny, na miarę tego z Opola, rodem z czasów komuny, będący najważniejszym wydarzeniem kulturalnym tamtych czasów. A że tamte czasy kojarzą mi się nie najlepiej, stąd i to porównanie dzisiejszej sfery życia politycznego mojego kraju do festiwalu. Ktoś ostatnio zyskał na pomyśle referendum, ktoś, chcąc ratować stołek, temat podchwycił, i ruszyła lawina.

 
Zamiast jednego referendum o JOW-ach będzie jedno z trzema pytaniami, tak niejako przy okazji. W religii się sprawdziło – w Trójcy Jedyny, historycznie wciąż pamiętamy to najważniejsze – trzy razy tak, dlaczego nie teraz? Co niektórym za mało, więc jest propozycja następnego, też z trzema pytaniami. I przyznaję, że choć jestem za demokracją, mając świadomość, że jednym z jej niezaprzeczalnych dóbr jest właśnie referendum, ogarnia mnie dziś zdumienie graniczące z konsternacją. Bo w tym wszystkim można się totalnie pogubić, niemal tak, jak się to ostatnio przytrafiło Januszowi Korwin-Mikke, który na facebooku przyozdobił swoje profilowe zdjęcie barwami tęczy. On – pierwszy wróg środowisk LGTB!!! Bo też od tego wszystkiego można faktycznie dostać zawrotu głowy.
 
Ale po kolei. Referendum o JOW-ach chciał Kukiz, Komorowski dodał dwa pytania o rozstrzygnięciach fiskusa i finansowaniu partii z budżetu. PiS najpierw był przeciw, teraz jest za, i chce dodać trzy kolejne pytania: o sześciolatki, o wiek emerytalny i lasy państwowe. Gdyby to ode mnie zależało, dodałbym kolejne trzy: o finansowanie Kościoła, o umowy śmieciowe i o płatne autostrady. Każdy niech spróbuje dodać kolejne. Jak demokracja, to na całego. Po co nam Sejm i Senat, o wszystkim, nawet o finansach publicznych niech decydują referenda. Będziemy pierwszym takim krajem na świecie. Pytanie… jak długo?
 

 
To, że Kukiz chce JOW-ów, mnie nie dziwi, dziwi natomiast, że chce pytać o to ludzi, którzy w przeważającej większości nie mają pojęcia, co owe JOW-y oznaczają. Że Komorowski jest za? PO zawsze chciało jednomandatowych okręgów wyborczych, wietrząc w tym zdecydowane zwycięstwo dla siebie, PiS było przeciw, spodziewając się porażki. A co z końcem finansowania partii z budżetu? Ci duzi nie będą specjalnie cierpieć, mali nigdy się do koryta nie przebiją. Pytanie o sześciolatki to już kompletny nonsens. Wszyscy obywatele, nawet ci, którzy już nigdy sześciolatków mieć nie będą, mają się wypowiadać na temat edukacji tej dziatwy. Odpowiedź na pytanie o emerytury łatwo przewidzieć, ale pytanie jest podchwytliwe. My (czytaj – rządzący) przywrócimy poprzedni wiek emerytalny, ale odpowiedzialność spadnie na Was (czytaj – obywateli), gdy się okaże, że emerytury będą dalej głodowe. Pytanie o prywatyzację lasów państwowych? Odpowiedź łatwa do przewidzenia, a skutki żadne.
 
Nie dajmy się wrobić. Te referenda nie zrobią z Polski eldorado. To tylko uśmiech pod publiczkę, bo po pierwsze, zbliżają się wybory, a po drugie, to próba zrzucenia odpowiedzialności z polityków za podejmowane decyzje. Oni chcą po prostu umyć ręce po brudnej robocie, bo polityka z definicji jest brudna. Namieszali i teraz próbują nam zamydlić oczy demokracją w jej najbardziej prymitywnej formie. Gorzej, bo nawet ta pierwsza, antyczna, grecka nie na referendach polegała. Instytucja państwa, jakiekolwiek by to państwo nie było, to zbyt skomplikowana maszyneria, aby dało się załatwić jej wszystkie problemy referendami z możliwością tylko dwóch odpowiedzi: tak – nie. To tak jakby pasażer samochodu, laik, miał decydować o tym, jakie i ile paliwa nalać do baku naszego samochodu. A on do benzyniaka zażyczy sobie tańszego oleju opałowego i to do pełna. O tym kto ma rządzić tym krajem, decydują wybory. Tyle, że to pociąga za sobą odpowiedzialność tych, co chcą być wybrani, bo nikt nikogo na siłę do startowania w nich nie zmusza. Dostają od nas wotum zaufania, ale teraz niech główkują, niech kombinują, jak ten cały majdan (zbieżność pojęć nieprzypadkowa) trzymać w cuglach, aby państwo nie stało się bankrutem. W końcu za to im płacimy.
 
Pan Kukiz ma tylko w jednym rację. Obecni rządzący, ale i opozycja również, obrośli w piórka. Ten system jest skostniały jak beton i dobrze byłoby go skruszyć, tylko niech nam nie mydli oczu, że trzęsienie ziemi czy postawa „nie” wobec wszystkiego, może być panaceum na dobrobyt. Państwa, które dziś się nim szczycą, na niego sobie solennie i długo musiały zapracować.

 

Autor: Kornel Wolny

Jeden komentarz


  1. Nadmiar wolności niektórym szkodzi, co widać w w/w tekście. Bałaganik nam się zaczyna robić w głowach z tej nadwyżki. Stwierdzenie „Obecni rządzący, ale i opozycja również, obrośli w piórka. Ten system jest skostniały jak beton i dobrze byłoby go skruszyć „, jest bardzo trafne, gorzej będzie z tym „skruszeniem”.:)
    Pozdrawiam serdecznie.:)

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.