Wolność

wolność
wolność
Fot. pixabay.com

Postawiono mi pytanie: „Czy człowiek odpowiedzialny jest jednocześnie wolny?” Odpowiem bez zastanowienia: Tylko w jednym przypadku – jeśli ma się takie nazwisko jak moje.

To nazwisko oczywiście o wolności jeszcze nie świadczy. Choć przez pewien czas byłem wolny na trzy sposoby. Wolny z nazwiska, ze stanu i z zawodu. Dziś pozostało mi tylko nazwisko. Ale bez obaw, nie czuję się z tego powodu sfrustrowany. Jestem człowiekiem racjonalnie nastawionym do świata, więc dość wcześnie zrozumiałem, że w normalnym tego sława znaczeniu, wolność to pojęcie abstrakcyjne, frazes, który ma nam tylko poprawić samopoczucie. To przecież ładnie brzmi: „Jestem człowiekiem wolnym”. A tak naprawdę od momentu zapłodnienia do samej śmierci nigdy nie jesteśmy w pełni wolni. Zawsze coś tę wolność będzie ograniczać.

 

Ograniczenia

Jeśli się zastanowić nad pytaniem – co nas ogranicza? – można by dojść do wniosku, że właściwie wszystko. W sferze zewnętrznej przede wszystkim prawo, które człowiek rozsądny respektuje, ale i możliwości manualne wynikające z pewnej ograniczoności naszych fizycznych możliwości. W sferze wewnętrznej moralność, w tym aspekt odpowiedzialności przed samym sobą i otoczeniem.
Człowiek zarówno genetycznie jak i historycznie jest istotą stadną. To ma swoje pozytywne

wolność
Fot. pixabay.com

uzasadnienie – dzięki tworzonej społeczności człowiek miał możliwość przetrwania i rozwoju jako gatunek na niespotykaną w dziejach Ziemi skalę. Niemniej to już na wstępie wymusza pewne ograniczenia wolności osobistej. By istnieć w społeczności, trzeba respektować pewne zasady, niekoniecznie sprawiedliwe, ale które pozwalają tej grupie sensownie koegzystować. Z biegiem czasu owe zasady przekształcono w prawo, coraz bardziej rozbudowane i rygorystyczne. Na tyle rygorystyczne, że czasami wręcz za bardzo restrykcyjne. Cóż, zapędy co niektórych pomysłodawców prawa bywają tak irracjonalne, że aż wręcz straszne. I niech nikt nie myśli, że przesadzam.
Oprócz prawa narzucanego przez innych – aby było śmieszniej, w intencji uczynienia nas szczęśliwymi – sami tworzymy bariery naszej wolności. Te bariery kreuje nasze sumienie lub, jak kto woli, nasza moralność, wpajana nam za pomocą wychowania, tradycji i wykształcenia. Rodzimy się właściwie jako tabula rasa, gotowi przyjąć każdą prawdę o nieznanym nam otoczeniu. Przekazywaną zarówno przez rodziców, jak i otoczenie ze szczególnym wskazaniem na nauczycieli i ideologów. A ta prawda zazwyczaj daje się określić kilkoma zakazami i nakazami, których w miarę rozwoju stale przybywa. I chcąc nie chcąc, rodzi się w nas przekonanie, że coś wolno lub czegoś nie wolno. Działanie wbrew tym zakazom i nakazom potęguje w nas mało komfortowe poczucie winy i jeszcze gorszy w skutkach strach, że poniesiemy za to zasłużoną karę.

Najbardziej ograniczającym elementem naszego życia, który wolność czyni problematyczną, jest odpowiedzialność. Największym jej paradoksem jest przypadek, kiedy z własnej, nieprzymuszonej woli bierzemy ślub z wybranką/-kiem naszego serca. Świadomie nakładamy na siebie kajdany, których ewentualne zerwanie wiąże się z tragedią. Bierzemy na siebie odpowiedzialność już nie tylko za siebie, ale również za współpartnera i pojawiające się potomstwo. I nie oszukujmy się, wielu (na szczęście nie wszyscy) sobie z taką odpowiedzialnością nie radzi.

wolność
Fot. pixabay.com

Należy też wspomnieć o naszych ograniczonych możliwościach. Między chcieć a móc istnieje wręcz przepaść, niejednokrotnie niemożliwa do pokonania. Wprawdzie w myśl metafory– wiara przenosi góry, ale powiedzenie to pozostaje tylko metaforą, nie mającą zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Już dziś możemy wzbić się w przestworza, chociaż to przecież tylko erzac w porównaniu z możliwościami ptaka. A gdzie marzenia o możliwości czynienia cudów, bycia królewiczem z bajki, bycia nieśmiertelnym, itp.? Fakt, dziś wiele możliwości, kiedyś nie do pomyślenia, stało się rzeczywistością (jak chociażby owo latanie), niemniej nie stało się to skutkiem naszego osobistego chcenia. Nikt, kto nie ma potrzebnego do tego wykształcenia, samolotu nie zbuduje, ani nim nie poleci. Większości z nas nawet na jego kupno stać nie będzie. Żaden problem wsiąść do samolotu, ale i tak polecimy tylko wyznaczoną przez kogoś innego trasą. W życiu codziennym nie jest inaczej. Gdyby tak przez chwilę przyjąć, że jesteśmy zdani tylko na siebie – we wszystkim, mogłoby się okazać, że jesteśmy bezradni jak dzieci. Niby wolni, niezależni – a jednak praktycznie zupełnie zniewoleni swoją bezradnością.

 

Frazesy

Przywykliśmy używać powiedzenia (ja to nazywam frazesem) – wolny jak ptak, lub czuję się jak ryba w wodzie. Coś w tym jest na rzeczy, skoro ptakom zazdrościmy ich wolności w powietrzu, a rybom swobody w oceanie. Niemniej nie dociera do nas prosta prawda, że taka wolność i swoboda i tak generuje pewne ograniczenia. Ptak będzie wolny tylko w powietrzu, ryba czuje się swobodna tylko w wodzie. Jest znacznie gorzej. Ani ptactwo, ani ryby nie wykształciły takiej inteligencji jaką ma człowiek, tym samym nie mogą być świadome swej wolności. I co jeszcze dziwniejsze, owe przymiotniki: wolny, swobodny mają tylko ścisły związek z możliwością poruszania się, bez pomocy urządzeń, w trzech wymiarach przestrzeni. Nic poza tym.
Chyba człowiekowi nie udało się wymyślić bardziej nonsensownego frazesu niż wolna wola. De facto ma on tłumaczyć przede wszystkim nasz wybór – wiarę lub niewiarę w niematerialny byt. Rzecz w tym, że każde z nas, bez względu na to w jakiej kulturze się urodziło, jest karmione (i to skutecznie) wiarą w takie byty. Wyrwać się z tej wiary jest dla wielu wręcz niemożliwe (w końcu nie zawsze i nie wszystkim potrzebne), bo każda z nich przede wszystkim wpaja nam, czym takie wyrwanie grozi. Bardziej niż zobrazowaniem tego, co zyskujemy pozostając pod jej wpływami. Ileż się naczytałem opisów tego, czym jest i jak wygląda piekło, a jakoś nie za bardzo mogę znaleźć pociągające opisy nieba poza enigmatycznym zapewnieniem o wiecznej szczęśliwości. Gdzie tu więc wolna wola, skoro w niektórych kulturach takie odejście od wiary grozi ostracyzmem, a nawet śmiercią? Mało tego, np. katolikami stajemy się nie z własnej wolnej woli, a z woli rodziców. Jestem przekonany, że jak to opisał Nietzsche, tylko nadczłowiek może posiadać wolną wolę. Nadczłowiek jako istota, nie mająca nad sobą zwierzchności, i co również istotne – sobie równych. Nie mają jej zwykli ludzie, bo uwikłani są w moralność.
Równie enigmatyczne wydaje mi się określenie wolności narodowej, choć wiem, że mogę się wielu tą wątpliwością narazić. Bo czymże jest owa wolność, jak tylko pragnieniem samostanowienia, kultywowania kultury i zwyczajów narodu, którego dziwnym zbiegiem okoliczności staliśmy się

wolność
Fot. pixabay.com

członkami. Przecież jednostka właściwie nic, a jeśli już, to niewiele, na takiej wolności zyskuje. Niejednokrotnie zdarza się tak, jak to było w poprzedniej epoce, że owa narodowa wolność czyni nas zniewolonymi w kategoriach osobistych. Patriotyzm coraz częściej wynika z obowiązku wobec jakichś nadrzędnych idei, z którymi nie zawsze musimy się utożsamiać. Jestem daleki od gloryfikowania anarchizmu, który w jakiś teoretyczny sposób daje ułudę pełnej wolności jednostki. Właściwie nie w tym rzecz, aby negować ową wolność narodu, którą niektórzy stawiają ponad wolność jednostki. Tyle, że oba te pojęcia stoją niejednokrotnie w niejakiej opozycji do siebie.

 

Wolność czy odpowiedzialność

Błędem, wręcz samodestrukcją byłoby twierdzenie, że jesteśmy ludźmi całkowicie bezwolnymi.

Świadomość, że w jakimś zakresie decydujemy o swoim życiu, jest dla naszej psychiki niezbędna, tak jak powietrze dla naszych płuc. W końcu mamy prawo decydować o tym, w co się ubrać, co i kiedy chcemy zjeść, co czytać czy oglądać, z kim się spotkać, etc. Mam prawo decydować o tym, czy chcę pracować, czy oddać się lenistwu. Jest jednak jeden drobny, aczkolwiek istotny szkopuł. Jeśli tylko mam w sobie mocno rozbudowane poczucie odpowiedzialności, całe ta konstrukcja już i tak ograniczonej wolności, krępuje jeszcze bardziej.
Powstaje pytanie, czy jest aby o co rozdzierać szaty? Śmiem twierdzić, że nie bardzo. Na nasze dobre samopoczucie zdecydowanie bardziej pozytywny wpływ będzie miała świadomość dobrze spełnionego obowiązku, świadomość własnej odpowiedzialności za to, co robimy, niż chwilowe uczucie szczęścia bycia bezgranicznie wolnym.

Autor: Kornel Wolny

2 komentarze


  1. Szczęście – wolność

    Kiedy otwierałem dziś z rana drzwi, przesuwane wzdłuż ich płaszczyzny, te wiodące na taras domu, i kiedy owiał mnie ożywczy wiatr z zewnątrz, to uczucie jakiego doznałem w tamtym momencie, śmiało i z małym prawdopodobieństwem błędu, mogę nazwać szczęściem. Otwierałem te drzwi dziesiątki razy, ale dziś, jakoś właśnie dziś, w tej właśnie chwili doznałem tego uczucia. Jakie kryteria zewnętrzne, a jakie wewnętrzne musiały zostać spełnione, że to najbardziej osobiste uczucie – odczucie – stan wewnętrznego ładu, – to „coś”- spadło na mnie tak nagle, a najważniejsze , że niespodziewanie. Mógłbym nazwać to stanem harmonii, jakimś ładem i porządkiem, odczuciem wewnętrznego pogodzenia się w dotychczasowych sprzecznościach, między bodźcami zewnętrznymi i wewnętrznymi, które jak na niektórych wykresach, osiągnęły w tym samym momencie punkt kulminacyjny.
    Więc mam poczucie pełnego komfortu i fizycznego i psychicznego, czuję się więc dziwnie bezpieczny i właściwie mógłbym zakończyć całość tych myśli związanych z definicją szczęścia i wolności i wreszcie w pełni i na oścież przesunąć te drzwi ale…
    Ale jest to tak indywidualna relacja, tak osobista ocena, tak odrębna kategoria osobistych doznań, że nikt, ale to nikt, nie jest w stanie ustalić wspólnej ludziom definicji wolności i szczęścia. I każdy ma przydane przez naturę i nasze powinowactwo kosmiczne prawo, do indywidualnego rozróżniania tego najbardziej poszukiwanego i oczekiwanego stanu naszej psychiki.
    Szczęście, często mylnie utożsamiane z satysfakcją seksualną, wynika z tego, że podobnie jak w seksie, świadomość szczęścia przychodzi niespodziewanie, spada na nas nagle i pozostawia nas w zachwycie na przeciąg niezależnego od nas czasu. Nikt nie jest wstanie przedłużyć w sposób sztuczny tego odczucia – uczucia –wrażenia – doznania – szczęścia – wolności. I tego w seksie, i tego w czasie otwierania przesuwanych drzwi do mego tarasu.
    Ile ludzi i ile psychik, tyle indywidualnych odcisków palca szczęścia. Częstokroć te odciski są do siebie uderzająco podobne, ale zawsze znajdzie się jakiś drobny szczegół który je od siebie różni.
    I nawet teraz, kiedy stoję w już otwartych drzwiach, kiedy minęła już ta błyskawiczna powyższa myśl, wiem, i to jest pewne, że już nigdy, kiedy będę otwierał te wiodące na taras drzwi, przesuwane wzdłuż ich płaszczyzny, nie doznam tego, co śmiało i z małym prawdopodobieństwem błędu mogłem nazwać szczęściem.
    Serdecznie Pana pozdrawiam

    Odpowiedz

  2. Zgadzam się z Panem, że i takie chwile szczęścia, w wymiarze zdecydowanie osobistym, nam się przytrafiają i są warte wszystkiego, by je przeżyć. Nawet jeśli są przemijające, nawet jeśli nie potrafimy zrozumieć ich przyczyn, by świadomie je powtórzyć (w seksie już to w jakimś stopniu jest możliwe). Mam jednak niejasne przeczucie, że pogoń za takimi chwilami, pragnienie ich doznawania, nie czyni nas, ani ciut, bardziej wolnymi. Dziękuję za pozdrowienia i je odwzajemniam.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.