Kapelusz Michałka – wspomnienia Alexa

Kapelusz Michałka

Kapelusz Michałka

Moje szkoły – podstawówka i liceum, mieściły się w ponurych, wielkich budynkach zbudowanych na przełomie XIX i XX wieku. Wysokie, ciemne, zbudowane z cegły, bardziej przypominały jakieś gmachy sądowe czy więzienne niż placówki edukacyjne dla dzieci. Wielkie drzwi, wysokie okna, ciemne korytarze, wysokie schody, kolumny, klamki na wysokości głowy. Były takie nieprzyjazne, nie lubiłem ich. Na nic się zdały kolorowe firanki w oknach wieszane przez nasze mamy, kwiaty na ścianach, na które co roku komitet rodzicielski wydawał pieniądze, ani bibułkowe ozdoby, które robiliśmy z naszą kochaną wychowawczynią na lekcjach ZPT. No, próbowały oswajać te budynki nasze panie, ale było to trudne.

Dopiero wiele lat później, w jednej z książek Horsta Bieńka przeczytałem, że to było celowe. Pruski system edukacyjny wychodził z założenia, że szkoła ma budzić respekt w dzieciach już od progu. Dlatego już wchodząc do niej mają widzieć, że szkoła to nie zabawa.

Jedynymi elementami troszeczkę rozluźniającymi ponury gmach mojej podstawówki, były płaskorzeźby nad wejściem do szkoły i sali gimnastycznej.

Nad wejściem do sali gimnastycznej była podobizna dziewczynki z piłką. Wykuta z jasnego piaskowca buzia robiła sympatyczne wrażenie i zapowiadała fajną zabawę podczas lekcji WF. Z kolei nad głównym wejściem do szkoły była podobizna jakiegoś wąsatego jegomościa z gęsim piórem. Zapewne miał symbolizować srogiego nauczyciela. Dziwnym zbiegiem okoliczności był łudząco podobny do naszego nauczyciela fizyki. Dlatego nazywaliśmy tę rzeźbę „Michałkiem”, bo taką ksywę u dzieci miał ów nauczyciel. Któregoś razu nawet ktoś założył na głowę tegoż „Michałka” charakterystyczny dla niego kraciasty kapelusik. Trzeba było widzieć, jak przychodzący do szkoły nauczyciele próbowali za każdą cenę zdusić w sobie chichot na ten widok. Bo przecież wszyscy wiedzieli o „Michałku”, ale nikt nie zdradzał się ze swoją wiedzą. Sam nauczyciel też wykazał się poczuciem humoru i nie obraził się za ten żart, komentował nawet trafny wybór modelu kapelusza. Tylko woźny, oburzony taką zniewagą – nie wiadomo, czy rzeźby, czy nauczyciela, szybko przytaszczył drabinkę i zdjął kapelusik, psiocząc pod nosem na „nieusłuchane dzieciaki”.

No cóż, w średniej szkole już nie było okazji do takich żartów, bo ten drugi budynek był ubogi w ozdoby. Ale nie brakowało nam też innych pomysłów. Ale to już temat na inne opowieści.

 

Autor: Alex

(praca przysłana na konkurs “Widziane ze szkolnej ławki”)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.