Nie ma jak to być emerytem! Można sobie spokojnie posiedzieć w cieplutkim domu, poczytać ulubione gazety, posłuchać radia, zerknąć co tam ciekawego w telewizji! To wszystko dotyczy emeryta, któremu jest już wszystko jedno co się wokół dzieje. Gorzej jest jak się trafi na „choleryka” takiego jak ja.
Siedząc w domu na „wieczystym urlopie” wzięłam do ręki dość poczytną gazetę. Znana dziennikarka w swoim felietonie użyła zwrotu „nie ma sprawy”. Nie powiem żebym go nigdy nie słyszała, ale w jej felietonie ów zwrot podobał mi się najbardziej. Po lekturze papierowej przygotowując domownikom obiad przyszedł czas na słuchanie radia i oglądanie telewizji. Co prawda dość ciężko mi przyszło nauczyć się obsługiwać owe cudeńka techniki ale jakoś dałam radę. Mając komfort posiadania tego typu umiejętności zaczęłam się bawić pilotami. Byłam tak z siebie dumna, że umiem to robić, więc jak dziecko przełączałam ze stacji na stację aż znalazłam odpowiednią do mojego wieku i nastroju muzykę. I nagle słyszę rozpaczliwy głos speakera „proszę państwa o pomoc, moi koledzy zachorowali i wysłałem ich na kurację do domu. Jakby ktoś chciał coś zapowiedzieć, podać czas, pogodę…/tu odpowiedni kaszel/…to proszęęę…
I znowu śliczna muzyczka… Zerwałam się z fotela i pędem pobiegłam do telefonu. W głowie miałam tysiąc porad jak sobie poradzić z tego typu dolegliwościami. Uświadomiłam sobie, że grypę to najlepiej wyleżeć w łóżku, popijać sok z malin lub herbatę z kwiatu lipy… Nie zdążyłam jeszcze nawet wykręcić numeru do radia a znowu usłyszałam błagalny głos o ratunek… Miotały mną sprzeczne uczucia… Co zrobić! Jak im pomóc!… Chwila muzyki… muszę się zastanowić!… Do moich uszu dobiegł błagalny głos, to znowu rozpaczliwy i jeszcze raz… i jeszcze raz!…Pomyślałam, że to może coś w radio się zacięło i trzeba naprawić! Moja wiedza w tym temacie kończyła się na tzw. naprawie „ręką z góry” /tak się robiło za moich młodych lat w radio marki „Calipso” lub „Pionier” – kto je jeszcze pamięta/?! Całe szczęście, że w domu była córka i zapobiegła nieszczęściu.
– Mamo! – Powiedziała – teraz to taki styl prowadzenia audycji radiowych. Odetchnęłam z ulgą i pomyślałam: Jak tak to :”nie ma sprawy”. Jeżeli to ich taki styl prowadzenia audycji, to na pewno stracili we mnie słuchacza.
Przełączyłam na inną stację… Zapowiadano reportaż. Osobiście bardzo lubię reportaże. Pozostawiłam na chwilę taką przyziemną czynność jak zmywanie naczyń, usiadłam i słucham…
– Dzień dobry państwu.. aaa…yyy../ coś tam mówiono, czegoś dowodzono. Tak naprawdę niczego nie można było zrozumieć o co w tym reportażu chodziło. Jeden bełkot dykcyjny i merytoryczny!.. Myślałam znowu, że to wina mojego radia…I jeszcze raz pomyliłam się… Widocznie to teraz taki styl… Jeżeli takich ludzi zatrudniają w mediach…No cóż pomyślałam – jak to tak, to „nie ma sprawy”!
Po takim doświadczeniu z medium jakim jest radio odechciało mi się włączać jakikolwiek odbiornik. Usiadłam więc w ulubionym fotelu z książką. Co chwilę zerkałam w okno, za którym robiło się coraz ciemniej pomimo jeszcze wczesnej pory. Zanosiło się na niezłą ulewę z silnym wiatrem. Postanowiłam zapoznać się z prognozą pogody. Włączyłam telewizor. Na ekranie pojawiła się przepiękna i zgrabna „pogodynka” ubrana w za ciasne ubranie machając rękami jakby nie wiedziała co z nimi zrobić. Spoglądając na nią zaczęłam się bać, że jak głębiej odetchnie to sukienka pęknie i będzie totalna katastrofa. Zaczęłam się zastanawiać co w mediach robią niby profesjonalni styliści! Z telewizora popłynął rozkoszny głosik : „proszę państwa jutro może być słońce, albo może go nie być / bezradnie zamachała rękami/. Wiaterek będzie wiał, że aż miło…Oj tak, tak…pogódka nas nie rozpieszcza…
– Już ja cię rozpieszczę… warknęłam w odpowiedzi pokazującej uzębienie pogodynce…
Nagle zatęskniłam za dawnymi czasami, gdzie speakerzy radiowi i telewizyjni mieli odpowiednią dykcję. Ubrani byli elegancko odpowiednio do swojej figury. Nie wołali rozpaczliwie pomocy od słuchaczy. Reportaż był reportażem, słuchowisko – słuchowiskiem a koncert – koncertem. A profesjonalnie zapowiedziana pogoda chociaż nie zawsze się sprawdzała /bywała również kapryśna/, powodowała, że na wszelki wypadek nosiło się zawsze parasol. Można było mieć zastrzeżenia do przekazywanych wartości jakim hołdowały ówczesne media ale jednego nie można było im odmówić: ci, którzy byli na wizji, czy przy mikrofonie mieli odpowiednią dykcję i elegancki wygląd.
– No cóż – pomyślałam -„nie ma sprawy”. Było… minęło…
Zdegustowana babcia emerytka