Kiedyś dawno temu w prezencie dostałam
ptaszynę żółciótką, i w mig pokochałam.
Nadałam mu imię popularne – Puszek,
a był delikatny ten mały okruszek.
W swoim domku w klatce drzwiczki miał otwarte,
i w nich często siadał, oczka współotwarte,
i wciąż obserwował, tak było na początku
dosłownie parę dni, od wtorku do piątku.
Następnie piskanie było coraz częstsze,
potem dźwięczne nutki, głośniejsze i większe.
Zaś w salatereczce uwielbiał kąpiele,
dalej toaleta, radości dał wiele.
Po niedługim czasie domowników witał,
popiskiwał, nucił, jakby o coś pytał.
Z każdym przeprowadzał rozmowy poważne,
główką pokazując jakie są rozważne.
Mnie chyba, tak myślę, nad wyraz polubił
na okular siadał, mhm, człek się tym chlubił.
Kiedy byłam w kuchni, zaraz do mnie frunął
…żal, że od nas odszedł, w inny świat odfrunął.
Dziś znów mamy ptaszka, kanarka żółtego,
też zwiemy go Puszek i kochamy jego.
Autor: Kazimiera
(praca przysłana na konkurs “Mój ukochany zwierzak”)