O tym, co działo się w hitlerowskich obozach koncentracyjnych, napisano tysiące lepszych lub gorszych powieści, relacji i książek historycznych.
„Tatuażysta z Auschwitz” Haeter Morris, być może utonąłby w morzu podobnych powieści, gdyby nie kontekst i niecodzienne spojrzenie na obozową rzeczywistość. W tym piekle na ziemi, gdzie z człowieczeństwa i resztek godności odziera się każdego, kto miał nieszczęście tam trafić, rodzi się miłość. Niewiarygodne, prawda? A jednak prawdziwe, bowiem Morris napisała powieść na podstawie relacji mężczyzny, który przetrwał niewolę.
Lale Sokołow, bo tak ma na imię główny bohater, trafił do Auschwitz w wieku dwudziestu ośmiu lat i zrządzeniem losu został obozowym tatuażystą. Jego zadanie polegało na wypisywaniu tuszem na przedramionach kolejnych cyfr, którymi naziści oznaczali więźniów. Pewnego dnia jedną z wielu Żydówek, ustawionych w kolejce do tatuażysty, była Gita, w której Lale zakochał się od pierwszego wejrzenia. Obóz koncentracyjny nie jest romantyczną scenerią, w której rozkwita uczucie. Mimo to, miłość Lalego i Gity trwała i dojrzewała, dając im niewyobrażalną siłę i motywację do tego, by przetrwać gehennę. Jako człowiek czynu, Lale wiele ryzykował, chcąc chronić ukochaną. Szmuglował jedzenie i lekarstwa, za które płacił kosztownościami wynoszonymi przez koleżankę Gity z baraku, w którym segregowała rzeczy zagazowanych ludzi. Przyłapany, omal nie zapłacił za to życiem. Jednak przetrwał, tak samo, jak Gita.
Powieść czyta się szybko, jednak nagromadzenie wstrząsających opisów, zmuszało mnie do odłożenia lektury chociaż na chwilę. Napisana jest prostym językiem, przez co jeszcze mocniej wywołuje emocje. Lektura „Tatuażysty” na długo zapada w pamięć, zmuszając do refleksji o najważniejszych wartościach, które motywują nas do życia i działania, a z drugiej strony o tym, że najbardziej człowieka może upodlić drugi człowiek.
Autor: Monika Łysek