Rozpocznę anegdotką z życia mojego dziadka. Nigdy nie mogłem się nadziwić jego sposobu jedzenia najważniejszego posiłku dnia, czyli obiadu. Najpierw zjadał mięso, później zupę a na koniec ziemniaki z warzywami – pod warunkiem, że były obficie podlane sosem. Na pytanie dlaczego tak, odpowiadał: Mięso daje mi siłę do pracy a w dodatku jest najdroższe, więc zjadam pierwsze, abym wcześniej nie poczuł sytości. Zupa mi smakuje, bo też na mięsie. Na koniec, jak starczy miejsca w żołądku to zjem i ziemniaki, i kapustę, a ponieważ nie jestem trawożerną kozą, musi to być podlane sosem.
Nigdy dziadka nie naśladowałem, ale podzielałem w jednym jego opinię, że w obiedzie najważniejsza jest porcja mięsa i zawsze byłem zawiedziony w piątki, a w czasach komuny i w poniedziałki, gdy obiad był jarski, lub nawet wtedy, gdy mięso zastępowała ryba. Należę do mięsożernych i mięsolubnych. Tak mam, co wynika z doświadczeń, przyzwyczajeń i rodzinnej tradycji. O tym, że można mieć inne nawyki żywieniowe dowiedziałem się później. Najpierw wegetarianizm, który mnie zdumiewał, ale nie wywoływał sprzecznych uczuć. Rozumiałem, że można nie lubić mięsa, tak jak ja nie cierpię szpinaku. Pomidorów też. Rzekłbym rzecz gustu albo receptorów smaku. Później pojawił się weganizm, który odrzuca wszelkie produkty mięsne, nie wyłączając zwierzęcopochodnych. Tu już zdziwienie było większe, bo w tym przypadku należało odrzucić jako przyczynę, walory smakowe owych produktów. A skoro tak, to nie kwestia smaku tu wchodzi w rachubę – a ideologia.
Też bym machnął na to ręką, bo ilość dziwacznych ideologii zdecydowanie przewyższa moje
możliwości poznawcze i zainteresowania. Byłbym, ale od pewnego czasu okazało się, że to ideologia staje się wręcz natrętna. Coraz większe grono moich znajomych, choć to wciąż tylko garstka, stara mi się udowodnić, że się źle i niezdrowo odżywiam, że jedząc mięso jestem wręcz amoralny(sic!). Cóż, że niezdrowo to ja wiem, chociaż akurat nie mam tu na myśli owych mięs. Lubię pieczywo, ziemniaki i różnego rodzaju kasze, które podobno wpływają na moją tuszę, choć za otyłego się nie mam. Lubię słodkości, bo choć Melchior Wańkowicz twierdził, że cukier krzepi, to jego nadmiar podobno może wywołać różne choróbska. Uwielbiam konkretne smaki, w tym również sól i pieprz i guzik mnie obchodzi, że część z moich ulubionych produktów nazywa się potocznie białą śmiercią (cukier, sól i mąka). Jeśli do moich ulubionych produktów dodać dużo masła, smalec, tłuste sery i lubiane ponad miarę jajeczka (o drobnej ilości alkoholu nie wspomnę) – bez wątpliwości umrę…
Gorzej sobie poradzić z amoralnością, którą zarzucają mi moi wegańscy znajomi. Bo hodowla zwierząt rzeźnych niewiele ma wspólnego z humanitaryzmem, za którym się opowiadam. I tu trudno nie oddać weganom racji. Sam zresztą miałem okazję oglądać produkcyjną hodowlę drobiu na ubój i to było przerażające doświadczenie. Nawiasem mówiąc hodowle trzody chlewnej i bydła rogatego takiego wrażenia na mnie nie zrobiły. Nigdy też nie byłem w rzeźni i zapewniam, że się nie wybieram. Rzecz w tym, że jak na moje rozeznanie, nawet weganie tam nie zaglądają, bo i po co, skoro wystarczy czasami jakaś relacja lub opis. Nie będę więc udawał greka, twierdząc, że wszystko jest w tych hodowlach w idealnym porządeczku.
A jednak coś z tym weganizmem jest nie tak. Przynajmniej w jego propagowaniu. Bo skoro od zarania dziejów człowiek mięsem się żywił, najpierw upolowanym, później wychodowanym i nigdy przez całe wieki nie miał z tym problemów natury moralnej, co teraz się nagle takiego stało? Nawet argument o zanieczyszczeniu środowiska do mnie nie przemawia, bo człowiek produkuje zdecydowanie więcej innych śmieci, niż tych związanych z hodowlą zwierząt. A jak odnieść tę amoralność do drożdżówek, cukru, kawy (bez mleka) czy nawet frytek smażonych na oleju roślinnym, bo te też są na indeksie weganin? Przecież to jakieś poplątanie z pomieszaniem.
Sięgam więc do mojej ulubionej Wikipedii, której wprawdzie nigdy do końca nie dowierzam, ale zawsze to jest jakiś początek w pozyskiwaniu informacji. I tam dowiaduję się, że „Słowo ‘weganizm’ oznacza filozofię i styl życia, który dąży do wykluczenia – na ile to możliwe i praktyczne – wszelkich form wykorzystywania, okrucieństwa wobec zwierząt używanych jako jedzenie, ubranie czy z jakiegokolwiek innego powodu. W znaczeniu żywieniowym oznacza w praktyce rezygnację ze wszystkich produktów pochodzenia zwierzęcego, w tym mięsa, ryb, drobiu, jaj, mleka pochodzącego od zwierząt ich pochodnych”1. Podobno nawet miód jest zakazany (sic!). Ten nurt filozoficzny powstał w połowie XX wieku i stale się rozszerza. Ok, niech i tak będzie – weganizm to styl życia. Powiem wręcz – niech wam się dobrze darzy, pod warunkiem, że nie uda wam się nigdy praktycznie wykluczyć wszelkich form wykorzystywania zwierząt używanych jako jedzenie.
Rzecz w tym, że jako człowiek wolny, nie tylko z nazwiska, mam prawo nie przyjąć tej filozofii jako swojej i do niej się stosować. Powiem dosadniej, ja chcę się odżywiać niezdrowo z dużą ilością mięsa, nawet jeśli to skutkuje śmiercią. Jestem święcie przekonany, że każdy weganin też umrze i nie czuję się z tego powodu ani gorszy, ani lepszy. Przeczesując net w poszukiwaniu wiadomości na temat weganizmu znalazłem jedną dość istotną, o której weganie nigdy ci nie wspomną. W diecie wegańskiej nie znajdziesz witaminy B12, bo tej produkty roślinne nie posiadają. Aby ją organizmowi dostarczyć trzeba stosować suplementy, a mnie na dźwięk tego słowa przechodzą ciarki. To nie koniec. W roślinach nie znajdziesz wapnia ani witaminy D, które też trzeba dodatkowo uzupełniać, aby nie nabawić się próchnicy, osteoporozy i krzywicy. Choć jedzący mięso i produkty mięsne przed tymi chorobami się nie uchronią, niemniej ryzyko w przypadku weganizmu jest wielokrotnie większe.
Reasumując – ja nie mam nic przeciw weganizmowi. Kto chce niech się przyłączy. Tylko nie wmawiajcie mi poczucia winy na pograniczu zbrodni z tego powodu, że jem mięso i produkty zwierzęce. Idąc tym tokiem myślenia równie dobrze mógłbym wam zarzucić, że mordujecie w niehumanitarny sposób roślinność, bo to też organizmy żywe. Pójdę w skrajnej przesadzie jeszcze dalej; jedząc owoce i nasiona, mordujecie życie poczęte ale jeszcze nie narodzone.
Autor: Kornel Wolny
Przypisy:
1 – za https://pl.wikipedia.org/wiki/Weganizm