Tak jak nie lubiłem szkolnych lektur, tak moim idolem wczesnej miłości do książek, był Melchior Wańkowicz, niezbyt eksponowany w czasach komuny, choć przecież pięknie pisał, i o ziemi ojczystej, i o bohaterach wojny. Tak naprawdę urzekła mnie „Karafka la Fontaine’a”, zbiór esejów o pisarstwie i literaturze. Mam wydanie z 1972 roku, w tak opłakanym stanie, że strach wziąć do ręki, tyle razy ją już wertowałem wte i wewte.
Tu drobiazg, mały wtręt, ciekawostka ornitologiczna, sorry, ortograficzna. Mój współczesny, najnowszy edytor tekstu, licencjonowany Word, traktuje zwrot „w te i wewte”1 jako błąd, podkreślając go szpetnym nad wyraz czerwonym kolorem, do którego mam awersję z czasów szkolnych. Odmiennie od upodobań mojej polonistki, która sprawdzając moje wypracowania, udowadniała mi wyższość czerwonego tuszu długopisu nad niebieskim atramentem. Wspominam o tym nie bez kozery. Potrzebowałem sobie przypomnieć pewien esej Wańkowicza i ze zdumieniem stwierdziłem, że ten znakomity pisarz, reporter, eseista i felietonista, to już nie tylko twórca minionej epoki, ale prawdziwy dinozaur języka polskiego. Wystarczy przejrzeć li tylko tytuły jego książek. Kto dziś używa takich zwrotów jak owędy, smętek, świniaczka, wrzesień żagwiący itp.? Tak jak dziś tego autora dietetycy, za slogan „cukier krzepi”, odsądziliby od czci i wiary, tak dzisiejszy czytelnik miałby spore problemy z akceptacją jego kwiecistego języka. Tylko czy z tego powodu jego twórczość jest gorsza niż pisarzy współczesnych? Śmiem wątpić, że wątpię. Za kilkadziesiąt lat dzieła współczesnych autorów będą tak samo archaiczne jak… grobowce faraonów.
Powoli zbliżam się do sedna, niestety będzie miało zabarwienie lekko polityczne. Milowymi krokami zbliża się ósmy września, uznawany dniem Narodowego Czytania literatury polskiej. Mówiąc szczerze, nie do końca pojmuję tę ideę, jakoś tak moja przekorna dusza buntuje się przeciw pompatyczności powiązanej ze świętowaniem czegoś na siłę, ale nie będę za bardzo oponował i wybrzydzał, mogę się przecież nie znać, to znaczy mieć odmienne zapatrywania od większości. W tym roku padło na „Przedwiośnie” Żeromskiego. Od razu przypomnę o mojej dawnej awersji do lektur obowiązkowych, więc też trudno mi o niekłamany zachwyt, co jest determinowane moim subiektywnym gustem, więc przejmować się nie bardzo jest o co. I byłoby w należytym porządeczku, gdyby nie… powrót do nad wyraz szpetnej cenzury. Ledwie wczoraj miałem niewątpliwą przyjemność przypomnieć sobie znakomity skecz kabaretu Dudek o cenzurze (tu: libretta Moniuszki do opery Halka), a dziś czytam, że z tego Narodowego Czytania wycięto nie tylko pewne archaizmy językowe, ale cały fragmenty tej powieści. Z przekory zacytuję jeden: „Trzeba przyznać, że nie ostatnią rolę grała w tej operze protekcja, cicha, pokorna, dobra wróżka, prowadząca za rękę od niskiego do coraz wyższego rodaka, tu i tam zaczepionego nogą lub łokciem na tej rosyjskiej drabinie”2. Tego zdania w Narodowym Czytaniu naprawdę nie będzie!
Rozumiem, w ustach Prezydenta, który książkę publicznie i na głos ma przeczytać, te słowa zabrzmiałyby dość dziwnie i pewnie by mu się czkawką odbiły, ale to wspólne czytanie to ma być cyrk, czy rzetelna akcja, promująca polską, nieocenzurowaną literaturę? To może zamiast całej książki poprzestać na streszczeniach dla tych, którym się nie chce czytać w ogóle, a których to streszczeń pełno w necie. Znalazłem jeszcze lepszą propozycję dla promotorów tej narodowej akcji, którym podobno nie podoba się archaiczny język kanonów polskiej literatury: „Pana Tadeusza też niech poprawią. I będzie: gdzie singielskim rumieńcem koniczyna się czerwieni”.
- Wrocławscy lektorzy zapowiedzieli, że czytać „Przedwiośnie” będą w oryginale. I dobrze.
Autor: Kornel Wolny
Przypisy:
1 – Słownik Języka Polskiego PWN ów zwrot traktuje jako poprawny, choć właściwie powinno się pisać: „w tę i w we tę”;
2 – wszystkie cytaty pochodzą z: http://wyborcza.pl/7,162657,23819377,skot-czyli-spoleczny-komitet-obrony-tudziez-y-narodzil-sie.html