Pani od biblioteki – wywiad z Joanną Kraszkiewicz

pani od biblioteki

pani od biblioteki

W mojej ocenie bibliotekarstwo to jeden z najbardziej pasjonujących zawodów humanistycznych. Jeśli do tego dodać pasję blogowania, mamy do czynienia z pasjonatką do kwadratu (w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Jotka, to pasjonatka do sześcianu, gdyż pasjonuje ją również życie w rozumieniu ogólnym. Przedstawiam czytelnikom Joannę Kraszkiewicz, i zapytam stereotypowo:

Kiedy i jak zainteresowałaś się blogowaniem?

 

O blogach słyszałam dużo wcześniej, nim sama założyłam swój. Najpierw zawodowo, w ramach zajęć z uczniami, kiedy to uczyłam się dopiero nowych programów, aplikacji itp. Muszę przyznać, że już wtedy nauczyłam się sporo od uczniów i nie wstydziłam się do tego przyznać. Najpierw powstał „Bibliomaniak” czyli oficjalny blog naszej biblioteki, był to 2013 rok; później poczułam pewien niedosyt  i pomyślałam o swoim prywatnym blogu, gdzie mogłabym pisać o wszystkim. Po drodze był także blog dla bibliotekarzy szkolnych „Biblioteka z klasą”, na którym pisali także inni bibliotekarze: Ela z Gdyni  i Tomek z Bielska-Białej, miło wspominam tę współpracę, była bardzo rozwijająca. Teraz najwięcej frajdy daje mi blog prywatny i czytanie innych  blogów, nawiązywanie nowych znajomości, z których niektóre przeniosły się do realu.

Jako Twój stały czytelnik mogę bez większej pomyłki stwierdzić, że piszesz o wszystkim. Od spraw poważnych po zestaw aktualnych dowcipów. Jesteś szkolną bibliotekarką i wydawałoby się, że życie szkoły to temat nie do opowiedzenia na jednym blogu. Czym się kierujesz przy wyborze tematyki notki i czy nie myślałaś nigdy o zawężeniu tematów?

 

Jak napisałam w podtytule, staram się pisać o wszystkim, co mnie w jakiś sposób porusza, pozytywnie lub negatywnie, co mnie zachwyca w danym momencie; o tym, co czytam, ale w szerszym kontekście, nie są to tylko wrażenia z lektury. Spontanicznie pojawiają się więc także wiersze, dedykacje, opis sytuacji podpatrzonych i podsłuchanych, najmniej jest chyba odniesień do bieżących spraw polityczno-społecznych, bo nie czuję się ekspertem w tych tematach, zabieram jedynie głos w komentarzach na innych blogach. Nie myślałam o zawężeniu tematyki, bo taki model odpowiada mi najbardziej, nie jestem w życiu tylko bibliotekarką, interesuje mnie wiele spraw i ludzi.

Impulsem  do napisania notki na blogu może być wszystko, mój mąż nawet żartuje, że ja już nie idę po prostu na spacer, ale na poszukiwanie tematu blogowego i chyba coś w tym jest, bo od kiedy piszę, to inaczej patrzę na wiele sytuacji i zdjęcia też robię pod tym kątem. Kiedyś w czytanych książkach podkreślałam ołówkiem fragmenty lub notowałam uwagi na boku, teraz robię podobnie, tyle że na blogu.

Jaki jest Twój stosunek do wirtualnego świata i czy bardzo zazębia się z Twoim realnym życiem? Przy okazji opisz wady i zalety (jeśli takie dostrzegasz) tego pierwszego, wirtualnego.

 

Świat wirtualny wykorzystuję podobnie jak mój telefon komórkowy, czyli jednak w wąskim zakresie. Staram się nie być niewolnikiem Internetu, nie mam konta na żadnym portalu społecznościowym, bo i tak ledwo daję radę z ogarnięciem blogów. Oczywiście zawodowo muszę zaglądać tu i tam w poszukiwaniu nowych przepisów prawnych, nowości wydawniczych, doniesień o konkursach oraz imprezach. Często poszukuję inspiracji do pracy, nie lubię rutyny i bylejakości. Pomysły i poznane strony zapisuje na tablicach Pinterest.

Praktycznie wirtualność wykorzystuję różnie. Długo broniliśmy się z mężem przed wirtualną bankowością, ale jest to bardzo wygodne, a my staramy się korzystać bezpiecznie. Zdjęcia robimy cyfrowo i oglądamy z nośników, ale kilka zawsze wywołujemy tradycyjnie, by móc postawić w ramkach i pieścić oczy. Z zakupów w sieci korzystam sporadycznie, to raczej domena męża.

Zalety są oczywiste, zwłaszcza dla ludzi, którzy zamknięci w domach tylko tak kontaktują się ze światem. Dziś wiele rzeczy załatwisz tylko przez Internet – bilety na koncert, pokój w hotelu, rezerwacje na samolot itp. Nie trzeba nawet map kupować, by trafić do dowolnego miejsca na Ziemi, chociaż my mapę zawsze mamy przy sobie… W sieci można zrobić tyle dobrego, co i złego. Korzystają z tego niestety hejterzy, hakerzy, oszuści, stalkerzy, pedofile i wszyscy o niecnych zamiarach. Czasami trzeba mieć szczęście lub korzystać ze wszystkiego w sposób bardzo rozważny.

Przez pryzmat tego, co piszesz na blogu, mam Cię za osobę wyjątkowo pogodną. Zadam niedyskretne pytanie: Czy Ty się kiedykolwiek wkurzasz, tak do białej gorączki, a jeśli tak, jakie tego mogą być powody?

 

Staram się być pogodna i nie narzekać za bardzo, kiedyś było inaczej, ale nauczyłam się, że pogodne podejście do wielu spraw i mimo wszystko optymizm ułatwiają życie. Narzekanie lub negatywne nastawienie nie posuną spraw do przodu, wręcz przeciwnie, zabijają motywację, a człowiek zgorzkniały i wiecznie sceptyczny generuje pustkę wokół siebie. Nie jestem nawiedzoną i bezkrytyczną optymistką, staram się po prostu uczynić lżejszym to, co i tak jest dość trudne. Pewnie, że się wkurzam, najbardziej na głupotę i bezmyślność, na bzdurne przepisy i procedury, na wykorzystywanie i poniżanie innych, zwłaszcza tych, którzy nie umieją się obronić; na ślepe wykonywanie poleceń, na chamstwo w każdej postaci… właściwie większość sytuacji związana jest z pracą, aż wstyd się przyznać.

A tak w ogóle to żaden ze mnie aniołek, mam choleryczne cechy po ojcu, tylko bardzo się hamuję:)

 

Polecam wszystkim blog bibliotekarki, choć nie aniołka, zawsze znajdziemy tam coś ciekawego, nawet w komentarzach.
Znajdziemy go tu: Pani od biblioteki (
http://paniodbiblioteki.blogspot.com/2018/08/pan-kazimierz.html)

 

Wywiad przeprowadził red. Kornel Wolny

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.